Archiwum grudzień 2007


..4..
Autor: gwiazdka85
20 grudnia 2007, 13:31

Nadeszly w koncu zasluzone dla nas wakacje, ja zdalam wszystkie egzaminy w pierwszym roku studiow wiec moglam spokojnie odpoczywac az do pazdziernika, w te wakacje wybralismy sie z jego siostra i jej chlopakiem na kilka dni na Slowacje, bylo bardzo fajnie, choc pogoda taka sobie to mi podobalo sie na maxa!! po powrocie zaczelismy przygotowania do slubu i wesela mojej siostry, ktory mial odbyc sie we wrzesniu, bieganina, tysiac spraw do zalatwienia, wybor mojej sukienki, jego garnituru, wesele mialo trwac 2 dni wiec oczywiwiscie kazdy z nas potrzebowal po dwie kreacje, hmm, ale ON pieknie w garniturze wygladal umm, byl jeszcze przystojniejszy!!

w koncu nadeszlo to dlugo oczekiwane wesele, ktore zepsulo jak sie pozniej okazalo moj zwiazek a w konsekwencji moje zycie...

wlasciwie to ja sama to zepsulam, to byl poczatek konca mojego zwiazku, a dlaczego?? wiadomo ktos drugi... drugi facet ktory jak stwierdzil gdy mnie zobaczyl zakochal sie od pierwszego wejrzenia i probowal za wszelka cene mi to udowodnic..

przystojny, czarujacy, inteligentny...robi wrazenie, jak sie pozniej okazalo zwyczajny uwodziciel, ktory dazy do swoich chorych celow po trupach, niewiele go obchodzilo, ze ja mam chlopaka, wciaz pisal, dzwonil, chcial sie spotkac

ale dlaczego ja bylam taka glupia ze w koncu sie zgodzilam, moze dla swietego spokoju, a moze dlatego ze mielismy z moim chlopakiem jakas klotnie i chcialam odreagowac, nie mialam na mysli nic zlego, zwykly wypad na kawe i nic wiecej

ale to tylko pogorszylo sytuacje, on pisal a ja musialam usuwac jego smsy zeby moj chlopak ich przypadkiem nie przeczytal, nie chcialam zeby stracil do mnie zaufanie, zawsze mogl brac moj tel bez problemu przegladac moje wiadomosci i polaczenia, nigdy jakos mi to nie przeszkadzalo, bo nigdy nie mialam nic do ukrycia, a teraz mialam i musialam uwazac

juz wbudzilam jego podejrzenia gdy siedzac z nim w moim pokoju wystrzelilam jak z rakiety po telefon gdy tylko uslyszalam dzwiek smsa, on zapytal co ja taka nerwowa jestem i kto napisal, sklamalam ze to sms z sieci i od razu usunelam..

skonczyl sie wrzesien i znow wrocilam na studia, teraz nawet nie widywalismy sie w kazdy weekend bo On czasem musial pojechac na swoja uczelnie, w koncu studiowal zaocznie, ale jakos dawalismy rade, ja nie musialam sie tak bardzo obawiac o ukrywanie smsow, bo bedac daleko, nie mogl miec dostepu do mojego telefonu

a tamten sie nie poddawal, bajer mial niezly, poeta!!!

w koncu namowil mnie na kolejne spotkanie, a pozniej kolejne az sama nie zdalam sobie sprawy kiedy juz nie musial mnie namawiac bo sama tego chcialam, niby te spotkania nie byly niczym zlym, nie zdradzilam GO ale klamalam, a to jest niedopuszczalne w zwiazku, teraz to wiem

spotykalismy sie z moim chlopakiem w weekendy i bylo miedzy nami ok, czasem jakies klotnie ale ogolnie nadal chcialismy byc razem, tylko, ze ja wciaz mialam w glowie te klamstwa, gdy na niego patrzylam, nie moglam tego zniesc, nie potrafilam mu tego robic ale nie potrafilam tez mu o tym powiedziec, balam sie ze to bedzie koniec, a tego przeciez nie chcialam

nadeszly kolejne wspolne swieta i jakos sie troche poukladalo, znow bylo lepiej, a sylwester byl cudowny i wtedy czulam sie z nim tak jak wtedy, dwa lata temu na zabawie sylwestrowej kiedy to zaczelismy nasz zwiazek..

 

..3..
Autor: gwiazdka85
19 grudnia 2007, 22:23

zaczynalismy drugi rok naszego zwiazku, a ja stawalam sie coraz bardziej nieznosna, dlaczego - sama nie wiem, bylo miedzy nami dobrze, minela jego studniowka (jestesmy w tym samym wieku, a on chodzil do technikum), na studniowce hmm moglo byc lepiej, oczywiscie ON byl ok, jak najbardziej w porzadku, to ja bylam chorobliwie zazdrosna, Boze, gdybym ja mogla cofnac czas oddalabym wszystko co ma, zeby jakos cofnac ten cholerny czas!!!

troszke zepsulam mu te impreze, pozniej znow bylo lepiej, jego urodziny, moje urodziny i tak mijal nam wspolnie spedzany czas, kochalam GO nad zycie, moglabym w kazdej chwili rzucic wszystko i isc za nim na koniec swiata, ON kochal mnie a jednak nam sie nie udalo, przeciez milosc wszystko przetrwa, wiec czy byla to milosc???

nadeszla jego matura mial we mnie wsparcie, pamietam jak dzis kiedy stalam przed jego szkola okolo 2 godziny czekajac az wyjdzie w koncu z sali (zdawal j.polski wtedy), w koncu po maturze oczywiscie moj ukochany byl bardzo inteligentny i madry wiec ja nie obawialam sie o jego wyniki, wiadomo - zdal rewelacyjnie, dostal sie na studia zaoczne, zalapal jakas prace i tak to wszystko sie wtedy krecilo

bylismy razem raz bylo gorzej raz lepiej, po burzy znow swiecilo slonce i tak w kolko, ale mielismy siebie i w glebi duszy wiedzielismy ze top jest przeciez najwazniejsze, chcialam po prostu przy nim byc, dzielic z nim zycie, jego radosc i smutek..

moze nie potrafilam tego zrobic, moze niedostatecznie sie staralam, nie wiem, po prostu bylam zbyt glupia, nie docenialam go, popelnilam wiele bledow (ale kto ich nie popelnia)??

 

..2..
Autor: gwiazdka85
19 grudnia 2007, 19:29

(sorry sama nie wiedzialam ze tyle razy te notke wyslalam, cos mi sie zawiesilo i tak jakos to wyszlo)

oki, wiec pisze dalej.. moja smutna historie

tak to wszystko sie zaczelo, od studniowki - mijaly kolejne dni naszych spotkan, pozniej walentynki - piekny dzien, oczywiscie spedzony wspolnie, wtedy pierwszy raz widzialam jego mame, tak to bylo po okolo miesiacu naszej cudownej znajomosci.. wtedy jeszcze wszystko bylo takie pieknie beztroskie, Boze jak ja bym chciala cofnac czas wlasnie do tego momentu i wszystko poukladac inaczej, bo dzis juz wiem ze to wszystko zepsulam ja i tylko ja!!!! juz teraz wiadomo za co siebie nie moge zniesc, za co wciaz mam do siebie zal..

dni mijaly nam szybko i pieknie, jego urodziny, pozniej moje (dostalam srebrna bransoletke, i bylam nia wtedy tak bardzo zachwycona... nosialam zawsze na rece...), nadeszly dla mnie trudne chwile (matura), bylam troche rozdrazniona i chwilami nieznosna, ale dostalam od NIEGO ogromne wsparcie, tak mocno wierzyl, ze wszystko bedzie dobrze, chyba mocniej niz ja sama.. i bylo, po miesiacu zmagan wszystko skonczylo sie pomyslnie, matura zdana z zadowalajacym efektem i w perspektywie najdluzsze wakacje, juz nawet nie przejmowalam sie tym ze sa przede mna jakies egzaminy na studia...hmmm pewnie dlatego nie dostalam sie na uczelnie do ktorej startowalam i w koncu zapisalam sie do jakiejs prywatnej ... ale to nawet nie mialo dla mnie wtedy wiekszego znaczenia, w perspektywie mialam wyjazd nad morze, z moim ukochanym, tak, jego rodzice poczatkowo byli troche sceptycznie nastawieni do tego wyjazdu, ale w sumie to nic dziwnego, bylam jego pierwsza dziewczyna, wiec nie byli jeszcze przyzwyczajeni (hehe)

ale wakacje byly cudowne, pogoda srednio dopisala, zdarzyla sie jedna ostra klotnia, ale i tak bylo pieknie, bylam taka zakochana, Boze teraz juz wiem ze tak bardzo jak nigdy w nikim. Mile i piekne wspomnienia po plazach baltyku zostaly jzu tylko w mojej pamieci i sercu - tak az do dzis.

po wakacjach przyszedl czas aby zaczac nowy rozdzial w swoim zyciu - studia, hmm, wyprowadzka z domu, poznawanie nowych ludzi, nowe miejsce, nowe srodowisko, to wszystko zachwycalo ale i przerazalo troche, jednak nic nie bylo dla mnie nie do pokonanie kiedy mialam JEGO przy sobie, tak-on nadal ze mna byl, troche powialo rutyna w zwiazku, widywalismy sie tylko w weekendy gdy wracalam do domu, ale i tak go kochalam, najmocniej jak tylko bylam w stanie, nawet przez mysl mi nie przeszlo ze mogloby go nie byc,nie umialam sobie wyobrazic, jak wygladaloby moje zycie bez niego, mielismy w sumie dla siebie niewiele czasu, on mial mecze, treningi, ja studia w innym miescie...

nadeszly swieta jeden dzien z moja rodzina, jeden z jego, pozniej sylwester - impreza domowa w jego domu, bylo milo, fajnie, sympatycznie, a wszystko dlatego ze byl ON i to mi wystarczalo, tak najzupelniej mi wystarczalo, jego spojrzenie, piekny slodki usmiech - to co najbardziej w nim lubilam.. 

 

 

 

..1..
Autor: gwiazdka85
18 grudnia 2007, 21:38

moje zycie zmierza w beznadziejnym kierunku, jezeli w ogole jakis kierunek ma, w co coraz czesciej watpie... po prostu z dnia na dzien jest gorzej i gorzej a to nawet bez konkretnego powodu, znalazlam sie w takim punkcie ze nie wiem co dalej mam robic, musze chyba podjac jakies decyzje, ale jakie... czy w ogole ma to sens, we wszytsko watpie... nie ma celu, nie ma sensu, wiec po co zyc......

jakies konkrety zamiast ciaglego narzekania - kiedys bylo zupelnie inaczej, zycie toczylo sie jakims torem raz lepiej raz gorzej, ale mialo to wszystko jakis sens, byl ON - ten ktorego kochalam nad zycie i to bylo dla mnie wszystkim, to bylo najwazniejsze, wiedzialam to ja a on, moze nie, moze nie mowilam mu tego wystarczajaco czesto, moze nie okazalam tak jak powinnam, tak jak na to zaslugiwal, a zaslugiwal jak nikt inny, nigdy.. wiem to wszystko teraz choc i wtedy wiedzialam ale bylam zbyt glupia zeby zrozumiec, zeby docenic jego, to co mnie spotkalo, a bylo to cos co spotyka sie tylko raz w zyciu, tak mysle ja przynajmniej, bo do tej pory juz tego nie spotkalam...

bylo to zima gdy zaczela sie ta nasza wielka milosc, mnie spodobal sie pierwszej i to ja o niego walczylam, ja chcialam go zdobyc i to bylo tymbardziej satysfakcjonujace kiedy w koncu mi sie udalo, niewinne usmieszki, wspolna zabawa na sylwestrowej imprezie, pozniej pare niewinnych spotkan, na ktore czekalam z ogromna niecierpliwoscia i tym zachwytem, niepewnoscia jeszcze...takie to piekne uczucie teraz dopiero to wiem, pozniej moje szalenstwo - dedykacja w radiu specjalnie dla niego (i niewazne ze jego koledzy sie ze mnie smiali) bo nic sie wtedy nie liczylo bardziej niz ON. pozniej odwazny krok - zaproszenie na studniowke, on ktory sie waha i ja pelna obaw - czy w koncu sie zgodzi..

studniowka byla cudowna, pamietam kazda chwile, kazdy taniec z nim, dotkniecie jego dloni, takie niewinne, czule...kiedy oparlam swoja glowe na jego ramieniu w samochodzie gdy wracalismy w radiu grali wtedy "jak zapomniec" a ja myslalam tylko o tym by pamietac kazda chwile, kazdy szczegol, kazdy jego slodki usmiech